Babki gadają o książkach
W bibliotece w Klenicy od dwóch lat spotykają się panie, żeby dyskutować o książkach. Przed spotkaniem szykują się, malują, żeby w końcu… wsiąść na rowery i pojechać na rozmowy. – To świetna okazja do spotkań – uważa pani Regina.
Na rozmowy z „GL” przyszły panie Grażyna Śledź, Jadwiga Jach, Teresa Terochilska,
Bronisława Kleibert, Regina Słowińska, Katarzyna Tomaszewska
(fot. Tomasz Gawałkiewicz)
Rozmowy o książkach zaczęły się dwa lata temu. Odbywają się w Klenicy, w gminnej bibliotece, która ma dwie siedziby: w Klenicy i stołecznych Bojadłach. Tak jest sprawiedliwie: żeby nie było wojny między obiema wsiami…
– Zauważyłam u nas plakat informujący o pierwszym spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki, postanowiłam pojechać … rowerem – wspomina Teresa Terochilska z Bojadeł. Wraz z nią pojechało jeszcze pięć pań. – I tak już zostałyśmy, mamy teraz satysfakcję, że bierzemy udział w czymś ciekawym.
Dyskusyjny klub książki w Klenicy
Dyskusyjne Kluby Książki, inspirowane przez Ministerstwo Kultury i Instytut Książki, istnieją w całej Polsce, głównie w miastach. Wiejski klub w Klenicy jest sympatycznym i udanym wyjątkiem.
– W końcu działamy we wsi, z której pochodzi znana polska pisarka, Olga Tokarczuk – wskazuje Regina Słowińska, kierowniczka biblioteki. – Wiele osób stąd wciąż pamięta jej rodziców, którzy uczyli w tutejszym Uniwersytecie Ludowym.
Panie zastanawiają się, czy dałoby się zaprosić Olgę Tokarczuk na dyskusję i na spotkanie.
– Trochę się boję czy to nie za trudna lektura na nasz poziom – powątpiewa (chyba na wyrost) Grażyna Śledź. – Dla nas do lektury dobre są panie Fox, Kowalewska, które zresztą były tutaj na miłych spotkaniach. Choć książki pani Olgi wzbudziły chyba jednak najwięcej emocji podczas dyskusji…
– No bo też nigdzie w swych powieściach nie wspomni o stronach rodzinnych, ani słowa o Klenicy, tylko o miejscowości „koło Sulechowa” – wtrąca Bronisława Kleibert.
Lubią się spotykać
– Zasada działania klubu jest taka, iż otrzymujemy wykaz książek do wyboru z biblioteki wojewódzkiej i jeśli zdecydujemy się na jakiś tytuł, to przychodzi potem do mnie kilkanaście egzemplarzy do czytania – tłumaczy kierowniczka. – Każda bierze lekturę do domu i po przeczytaniu spotykamy się, żeby pogadać. Z dyskusji piszemy relacje dla biblioteki wojewódzkiej i do internetu. Ale bywają koleżanki, które siadają do dyskusji z kartą pełną notatek.
Kobiety, bo żaden pan nie zechciał się dołączyć, wspominają różne „zaliczone” pozycje, choćby ostatnio czytany „Szkarłatny płatek i biały” Michela Fabera, który także wywołał spore emocje. – Generalnie wybieramy książki współczesne, dostosowane do naszych roczników – dodaje Jadwiga Jach. – Ale mamy w klubie młodsze panie i po lekturze możemy wymieniać się spostrzeżeniami.
Wymiana myśli o książkach to także okazja do rozmów towarzyskich. Ba, panie zdradzają, iż przygotowywanie się do spotkania to cały rytuał. W domu wszyscy wiedzą, żeby w tym dniu „dyskutantce książkowej” nie zawracać głowy. Trzeba się umalować, odpowiednio ubrać. Jednej z pań córka kupiła nawet bluzkę na tę okazję. – Będzie jak ulał na takie dyskusje – powiedziała mamie. Szykowanie trwa zatem od rana.
– Na to się czeka cały miesiąc – uważa Katarzyna Tomaszewska. – Bo człowieka jednak ciągnie do ludzi, do rozmowy. Choć złośliwi mówią, iż plotkujemy. Nieprawda…
– Poza tym w telewizji nic nie ma, w gminie ani kina, ani teatru, zatem tu jest taki nasz kinoteatr – dorzuca G. Śledź.
R. Słowińska, która pełni w klubie rolę tzw. moderatora jest bardzo zadowolona z tych spotkań: – Cieszę się, że przed emeryturą doczekałam czegoś tak sensownego – mówi.
Źródło: http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100610/POWIAT23/423887040